piątek, 21 listopada 2014

Od Avalon CD Radioactive

Zanim dotarliśmy do ów lasu, zdążyły mi powrócić wszystkie siły, a zmęczone oczy bezbronnej waderki zmieniły się w dwa kamienie szlachetne, które promieniowały pewnością siebie.
W Lesie było strasznie duszno i... Nie umiem tego określić. Magicznie? Tak, to chyba będzie odpowiednie słowo. Nie wiem czemu, ale czułam się jakoś słabo oraz beztrosko, a jednocześnie władała mną złość... Co to za przeklęty las?

***

- A to co za miejsce? - wskazałam łapą na wielkie, lazurowe jezioro otoczone jasnoróżowymi drzewami.
- Jezioro Morskiego Oka - mruknął basior - Ale lepiej się do niego nie zbliżać.
- Nie zbliżać się do niego, powiadasz? - ruszyłam w kierunku wody, całkowicie ignorując słowa Radioactive'a.
- Avalon? Co ty wyprawiasz? - poszedł za mną - Mówię, że to niebezpieczne.
Nie odpowiedziałam.
- Dobra! Jak chcesz umrzeć to idź - wzruszył ramionami.
Podeszłam do brzegu i spojrzałam na zwierciadło wody. Delikatne zmarszczki falowały na powierzchni, niczym materiał utkany z pajęczyny.
Nagle w lustrze ukazało się wielkie, przekrwione, popękane oko. Patrzyło na mnie zdziwione, a ja na nie.
W pewnym momencie wskoczyłam do jeziora. Płynęłam machinalnie na samo dno. Łapy same mnie tam prowadziły, jakby zostały zahipnotyzowane.

***

Stanęłam przed wielkimi, ozdobnymi drzwiami. Pchnęłam je lekko i wpadłam do ciemnej komnaty urządzonej z przepychem, a na samym środku widniał wielki kryształ w kształcie piramidy.
Nabrałam powietrza w płuca i odetchnęłam, po czym podeszłam do kamienia.
- Dotknij mnie... Dotknij... - mówił. W końcu dałam się skusić i położyłam na nim swoją łapę. Kryształ osunął się z ołtarzyka. Zaczął lewitować. Dosłownie.
- Co do... - nie skończyłam, albowiem spod ziemi wyłoniły się cztery zwierciadła. W każdym z nich była kobieta. Śmiały się, lecz nagle ich szyje owinęły sznury, które po upływie kilku sekund zacinsęły się dusząc kobiety. Zaczęły krzyczeć i się szarpać, ale pnącza nie puszczały, wreszcie doszło do tego, że umarły... Tylko jedna dalej łkała i patrzyła się na mnie.
Ostrożnie przysunęłam się do lustra, po czym dotknęłam go łapą. Kobieta przemówiła:
- Czy mogę cię prosić o pomoc?
- Tak - skinęłam.
- Weź, proszę, list, który leży pod lustrem i podaj go memu przyjacielowi, potężnemu magowi... To ważne... - szepnęłam i zniknęła płacząc. Sięgnęłam po starą, pogniecioną kopertę zaadresowaną do... Bezimiennego!
- Co się ze mną dzieje?! Po co w ogóle jej pomagam!!! - wrzasnęłan rzucając listem. Mruknęłam coś pod nosem i skierowałam się do wyjścia, lecz magiczne łańcuchy związały moje łapy.
- No to pięknie... - szepnęłam.
- Obiecałaś! - rozległo się głośne łkanie.
- No już nie rycz! Zaniosę ten durny list - burknęłam i chwyciłam papier.

<Radioactive? Szykuje się przygoda! ^.^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz