- Co się stało? Wiesz, która godzina? - zapytał
- Ja bardzo cię przepraszam, ale LUDZIE LAS PODPALAJĄ! - powiedziałam
Ametyst wytrzeszczył oczy. Też poczuł dym.
- Co?! Biegiem nad jezioro! Nabierz ile wody się da! Spróbuj troszeczkę osłabić pożar. Ja idę wypędzić ludzi! - krzyknął Ametyst
- Ale... To nie bezpieczne! Błagam nie wchodź do lasu! Ludzie pewnie juz uciekli! On CAŁY płonie! Umrzesz! przed tym żywiołem nie ma ucieczki! - powiedziałam
Łza spłynęła mi po oku.
- Zrozum... Ja nie chcę żeby... Coś ci się stało...- wyszeptałam
Ametyst uśmiechnął się do mnie.
- Zrozum. To dla dobra watahy. - powiedział
Wyleciał z jaskini. Wykonałam jego polecenie. Poszłam nad staw. Chyba każdy mnie zrozumie... Jak serce jest... Zakochane... Nie ważne. Nabrałam ile wody się da. Pobiegłam w stronę lasu. Tam Ametyst siłował się z ludźmi. Było ich trzech. Jednego już zabił. Z drugim się siłował, a trzeci... Trzeci stał za Ametystem i chciał wbić w niego nóż! Ametyst zabił drugiego. Odwrócił się, a trzeci... Już miał wbić mu nóż w serce, ale ja skoczyłam i ochroniłam Nefryta. Nóż wbił mi się w lewe ramię. Ametyst zabił trzeciego i podbiegł do mnie.
- Kuryami! - krzyknął
Spojrzałam na niego. Nie miałam siły by wstać.
<Ametyst?> Ocal ją!