Otworzyłam powieki i zamrugałam zdziwiona, że nie ma nade mną błękitnego nieba, ani ludzi, ale jest kamienna ściana. Rozejrzałam się dookoła.
- Kim jesteś? - spytałam cicho, chciałam, aby zabrzmiało to stanowczo, ale ból ogarnął moje ciało, a zmęczenie usypiało zmysły.
- Radioactive - mruknął zielony basior z "toksycznymi" znakami na futrze - A ty? I co robisz na terenach mojej watahy?
- Avalon, a co tu robię? Wędruję, szukam - odparłam i wstałam z mchu. Trochę się chwiałam, ale dałam radę ustać. Łapą wytarłam krew z pyska, którą się zadławiłam po oberwaniu kulką w grzbiet.
- Więc mówisz, że to Twoja wataha? - odgarnęłam niesforną grzywkę, odsłaniając zmęczone oczy.
- Tak - basior również się podniósł, po czym zerknął na mnie kamiennym wzrokiem. Był wyższy niż mi się wydawało...
- Może mogłabym się przyłączyć? - uniosłam swoją głowę i spojrzałam mu zuchwale w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz