Wataha przez długi czas żyła w nieświadomości. Nieświadomości tego, co czai się w mroku. Któryś z nieostrożnych wilków - A było ich wiele - obudził zło śpiące w puszczy. Ciemność otoczyła watahę, a wiele wilków uciekło. Została ich garstka, takich, co nigdy nie chciały opuszczać swego domu. W tym Alpha, czyli wilk, który dał mi życie. Ich futra stały się czarne, a wyraz pysków ponury. Zło czaiło się na coraz więcej nieostrożnych... Znajdywano coraz więcej ciał członków watahy. W tym Newt'a.
~*~
Nie wiem jak to się stało, ale powstałem ze skrawka jego duszy. Wychowała mnie wędrowna wadera, która akurat w tym czasie miała swoje szczenięta.
- Jeff, przestań gonić tę wiewiórkę! - Krzyknęła Neyos.
Jeff jednak nie słuchał, uwielbiał katować małe, bezbronne stworzenia.
- No cóż, próbowałam... Daleko jeszcze do tej watahy? - Spytała.
- Nie, raczej niedaleko - Odparłem patrząc za horyzont.
- Szkoda... Widzimy się teraz ostatni raz i więcej nie spotkamy, prawda?
- Prawda... Muszę zobaczyć co się tam stało, więcej życia w niewiedzy nie zniosę.
- Rozumiem... - Odpowiedziała smętnie Neyos.
- To tutaj - Zatrzymałem się rozglądając po znanym mi ze snów terenie.
- Tu? - Spytał Jeff, który akurat do nas podszedł. - Tutaj jest... Okropnie, wszędzie kości, jesteś pewien?
- Tak, to tu... Trzeba too wszystko posprzątać i przywrócić watahę do życia. No, żegnajcie... Pozdrówcie ode mnie matkę i podziękujcie jej, dobrze?
- Jasne - Odparła Neyos.
- Do zobaczenia - Powiedział Jeff.
Ponuro się uśmiechnąłem po czym ruszyłem na "plac boju", który był opuszczony przez trzy lata. WPP musi funkcjonować.
~*~
Siedziałem pod starym dębem oczekując podróżnych wilków, które być może by się tu zatrzymały. Nagle usłyszałem donośny ryk dmuchawca.
<Ktoś?>