Pędziłem jak szalony, u boku Grabarza, który zdawał się prawie nie przejmować tym, że goni nas Dmuchawiec. Biegnąc, nie patrzyliśmy gdzie się kierujemy, jak stawiamy łapy, po prostu biegliśmy, aż się kurzyło. Jeśli któryś z nas czegoś nie wymyśli, dorwie nas. Undertaker zniknął mi z oczu. Poczułem jak coś łapie mnie za ogon. To już koniec.
A może jednak nie...
To Grabarz złapał mnie za ogon i wciągnął do pustej nory. Miejsca było dosyć, aby pomieścić nas obu. Serce waliło mi jak oszalałe. Zwinąłem się w kłębek, dygocząc z przerażenia.
- Grabarzu... Ja chcę do mamy.- Zaskamlałem.
- Nie.- Odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
- Grabarzu...?- Zapytałem.
Żadnej odpowiedzi.
- Grabarzu...?
Nic
Pytałem tak jeszcze jakieś sześć-siedem razy.
- Co, do cholery jasnej?!- Wrzasnął Undertaker.
- Bo... Bo ja się boję...- Zaskamlałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz