-Na co czekasz do jasnej chol*ry?! Na zaproszenie?! Wiej!- Wrzasnęłam.
Niestety wadera stała jak wryta. Zaczęłam tkać krew wyjca i zmusiłam go do ucieczki, ja natomiast ruszyłam z prędkością światła, chwyciłam waderę za łapę i odstawiłam ją dobre pięć kilometrów od miejsca zdarzenia. Już, już chciałam wrócić do mojej jaskini oddalonej około dwadzieścia kilometrów, na północ. Jednak wadera przerwała mi mój plan, i chyba na szczęście..Zaczęła:
-Jestem Veronica i należę do watahy Południowych Puszczy, a ty? Jak się nazywasz? Należysz gdzieś? -Zadawała mnóstwo pytań.
W końcu ją uciszyłam i powiedziałam na jednym oddechu:
-Jestem Zara i nigdzie nie należę. A... i gdzie jest ta Wataha Południowych Puszczy? Gdzie alpha?
-Deltha...pewnie w swojej jaskini.
-Zaprowadź mnie.
-No dobra...ale to spory kawałek stąd, około trzydzieści kilometrów, całe trzy godziny drogi...zaprowadzę cie jutro.
-W którym to jest kierunku?
Wadera wskazała zachód.
-Chwyć mnie za łapę.
-Po co?- Spytała zdziwiona.
-Zaufaj mi.
Wadera z lekkim strachem chwyciła mnie za łapę. Ruszyłam z prędkością światła. Nie minęła minuta, a byliśmy na miejscu. Byłam lekko zziajana ( w końcu było dopiero południe). Zauważyłam jakiegoś basiora. Pewnie, kroczyłam przed siebie. Basior okazał się w sumie ok i przyjął mnie do watahy. Postanowiłam się trochę rozejrzeć i poprosiłam, by Veronica mnie oprowadziła...
<Veronica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz