Podpaliłem kupkę listków. W jaskini byliśmy tylko we dwoje, reszta zapewne była na polowaniu. Rozweselający dym wypełniał całą jaskinię. Śmiałem się. Śmiałem się, tak po prostu, bez konkretnego powodu. Po prostu chciało mi się strasznie śmiać. Secretii też było niezwykle wesoło. Nie interesował mnie teraz świat zewnętrzny. Liczyło się tylko tu i teraz, liczyło się to, że byłem szczęśliwy. Po kilku godzinach dym wywietrzał z jaskini, a ja ułożyłem się wygodnie i zasnąłem. Śnił mi się biały królik w kamizelce. W jednej łapce trzymał listek klonowy, a w drugiej jakiś notesik. Kiedy sięgnąłem łapą w jego stronę, aby zabrać listek, królik odsunął się ode mnie i powiedział, żebym nie marnował sobie na to życia. Potem się obudziłem. Spojrzałem na pozostałości rozweselających liści, a potem na śpiącą koleżankę.
- Nie mogę w to ładować siebie. Innych tym bardziej.- Szepnąłem.
Ogonem wymiotłem resztę listków i pozwoliłem, aby rozwiał je wiatr. Poszedłem napić się nad jakieś najbliższe jezioro i wróciłem do Secretii. Kiedy wszedłem do jaskini, wadera się budziła.
- Cześć!- Szczeknąłem, jak zwykle, wesoły.
- Hej... Ale mnie głowa łupie... Ciebie też?- Spytała.
- Niestety... ALE JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE ZAPALĘ TEGO ŚWIŃSTWA!- Oświadczyłem.
>Secretia?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz