Od razu pobiegłam do Tif. Mortify wtuliła się we mnie. Mango i Alphy rozmawiali o czymś. Ngle coś wyczułam to były jakieś monstery. Podeszłm do Alph i Manga trzymając już Tif w pysku. Telepatią powiedziałam Alphą że coś czuję i że to na 100% nikt z tej watahy. Zaczęliśmy węszyć. Kiedy wąchałam jedno z drzew ono się poruszyło (był to jak się domyślacie Drzewiec). Warknęłam na to ,a ono gdzieś zwiało. Zobaczyłam też coś w górze. Alphy i Mango zaczęli uciekać. ja złapałam Mortify w pysk i biegłam kawałek za nimi. To coś wylądowało (Dmuchawiec). Zatrzymałam się i zaczęłam warczeć. Nie miałam też już zbyt wiele sił na dalszy bieg. Radioactiv, Flame i Mango też się zatrzymali i zaczęli warczeć. Udało nam się jakoś przepędzić okropną bestię. Szliśmy już do jaskini ,gdy poczuliśmy stado saren. Odłożyłam Tif na ziemię i ukryłam w krzakach. Zaczailiśmy się na sarny i powaliliśmy dwie na ziemi. Przyniosłam Tif i wszyscy razem zaczęliśmy jeść.
*Po jedzeniu*
Poszliśmy w kierunku jaskini. Nagle przed nami pojawił się kolejny monster ,a zaraz za nim jakiś wilk ,ale nie znałam go...
<Mango? Radioactiv? Flame? Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz