Wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę jaskini, szliśmy w milczeniu. Słońce stawało się coraz mniej widoczne. Nagle usłyszeliśmy jakiś szelest. Oboje zatrzymaliśmy się i znieruchomieliśmy wyczekując. Jeffrey spojrzał na mnie, lecz ja patrzyłam sztywno przed siebie. Chyba wyczułam zapach, który już znałam. W tym samym momencie usłyszeliśmy chrzęst łamanych gałęzi i z gąszczu obok wybiegł wielki, szeroki, przysadzisty niedźwiedź. Chyba musiał przeżyć jakąś bardzo przykrą przygodę, gdyż wyglądał na rozwścieczonego, zaślepionego szałem. Jeff obnażył ostre zęby jednocześnie głośno warcząc. Naprężył ciało gotowy do walki. W normalnych okolicznościach prawdopodobnie zniknęłabym, stała się niewidzialna i uciekła. Jednak nie wypadało mi ulatniać się, gdyż tym razem nie byłam...sama. Postanowiłam stworzyć iluzję, czyli to, w czym jestem naprawdę dobra. Przed nami, a niedźwiedziem stanęła nagle dwu-metrowa ściana ognia. Jeff cofnął się, jednak nie okazywał strachu, chyba domyślił się, że to moja moc. Iluzje, które tworzę wyglądają naprawdę realistycznie, ogień był widoczny, było czuć dym i gorąco bijące od płomieni. Różni się jedynie tym, że w moim "ogniu" nie można niczego spalić. Można czuć, że jest się palonym, ale to tylko iluzja, ból tworzony przeze mnie jest iluzją. Tak jak we śnie.
Niedźwiedź stanął na tylnich łapach, przednimi machnął kilka razy, głośno ryknął w naszą stronę, po czym rzucił się z powrotem do lasu. Płomienie zniknęły.
- Władasz ogniem, prawda? - Basior spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- To nie ogień. - odpowiedziałam krótko i usiadłam.
- Jak to?
- Zobacz - wskazałam na wcześniej "płonące" miejsce, gdzie rosła nadal zielona trwa. - Nic się nie spaliło.
- Więc... Jak to się stało? - Wilk patrzył na mnie lekko zdezorientowany.
- To iluzja - Wstałam i ruszyłam w dalszą drogę.
< Radioactive? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz