Wyszedłem z jaskini.Każdy praktycznie jeszcze spał.A ja?Ja musiałem odciągnąc Natów od jaskini.Kręcą się tu coraz bliżej jest coraz niebezpieczniej.Ich zgniłe mięso miało specyficzny zapach,którym się kierowałem.Szedłem gałęziami.Tak,aby Naci mnie nie wyczuli i nie zaatakowali.Te wstrętne worki na mięso...Jak ja ich nienawidze.Trzeba było się ich pozbyć,a przynajmniej odgonić ich od naszych terenów.Poruszałem się dość szybko,ale cicho.Żeby nie wzbudzić podejrzeń.Zauważyłem dwójkę,kierujących się z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę, do mnie.Zatrzymałem się.Wziałem kołek w pysk...I leżą obaj.Po upewnieniu się,że żadnych więcej nie ma,zeskoczyłem z gałeżi i podszedłem do ich ciał.
-Wredne zombiaki.-Warknąłem.
Chwilę na nich popatrzałem,po czym ruszyłem na północ.Tam było ich zdecydowanie najwięcej.Po godzinie biegu bez przerw usiadłem pod drzewem.Nigdzie żadnych nie było.Zacząłem węszyć.Znieruchomiałem.Jeden...Jeden stał za drzewem,przed którym siedziałem.W mgniniu oka się podniasłem i zacząłem uciekać.Nie mogłem pozwolić na to,by jakaś kupa mięcha żrąca mózgi mnie dorwała.Zręcznie omijałem drzewa,ale wpdłem na...Jakiegos wilka...Z mojej wathy.Rozejrzałem się,po czym powiedziałem:
-Co ty tu robisz?!
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz