-Pewnie.-Powiedziałem i wbiegłem do wody.
Trochę pływaliśmy,nurkowaliśmy i śmialiśmy się.Naszą zabwę przerwał Nat.Nie wiem dlaczego,ale Naci byli najbardziej zwinni i morderczy w wodzie. Więc mieliśmy przechlapane. Zacząłem kierować się ku drugiemu brzegu. Eva również. Szybko wybiegliśmy i wskoczyliśmy na drzewo. Tamten Nat tam dalej stał. Widział nas. Wiedział,że tu jesteśmy. Usiadł pod drzewem i wlepił w nas swoje czerwone,mordercze oczy. No,nie powiem, trochę się zestresowałem. Najgorsze było to,że inne drzewa były dośc daleko. Nie było jak uciec. Drzewo na nasze nieszczęście nie było dębem.Pozostało pytanie: Co teraz? Odpowiedzieć na nie nie potrafiłem. Wadera spojrzała na mnie przestraszona.Ona równiez nie wiedziała co robić. W takich chwilach mam po prostu ochtę nieistnieć.Tak,jakby nigdy mnie nie było. Ale moja chora wyobraźnieła dawała się we znaki. Pierwszy podsunął mi się pomysł o zeskoczeniu na niego i przygwożdżeniu go do ziemi, dając waderze czas na ucieczkę. Nawet tego nie przemyślałem. Runąłem jak długi na ziemię,spadając na stworzenie nie dając mu szans ugryzienia mnie. Wadera zrozumiała o co mi chodzi i z gracją zeskoczyła z drzewa. Skinęła głowa i pobiegła po pomoc.
<Eva?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz