Niebo było tak zachmurzone że myślałem że zaraz lunie deszcz. Wyszedłem się przejść. Szedłem tak z pół godziny. Nagle mnie zatkało. Ujrzałem żółty dom z ciemno brązowym dachem. Przed nim była ławka a na niej starszy pan wołający: Bingo! Pewnie wołał jakiegoś psa. Zasmuciło mnie to że jego pies zginą. Postanowiłem pobiegać aby znaleść tego psa. Ale nie wiedziałem jak on wygląda. W tej chwili usłyszałem od tego pana:
-Bingo?! Choć tu mój mały owczarku belgijski!
Szczęka mi opadła. Ja owczarek belgijski? Świat się wali. No to teraz wiadomo że to owczarek. Pewnie ta czarna odmiana. No to uciekłem od tego pana. Przynudzał. Po 10 minutach szybkiego biegu znalazłem tego psa.
-Czego chcesz? Nie widzisz że szukam pana?!
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. Czy nazywasz się Bingo?
-Tak, a co?
-Bo pan cię szuka! Ciągle woła Bingo i Bingo. Idź do niego.
- Nie.
-Dlaczego? - powiedziałem już zdenerwowany.
-Bo mnie nie kocha. Na pewno.
-On cię kocha i szuka! To dlaczego ty go szukasz a on wydziera się na cały las?
-On na serio mnie kocha? To... wracam!
-Super, choć.-powiedziałem już radośniej. Gdy już dotarliśmy to się pożegnaliśmy. On do swojego pana a ja do watahy. Spotkałem alphy, bety i omegi. Czyli wszystkich. Pobawiłem się trochę i polowałem. No i jak zawsze komuś coś pomogłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz