Cichy poranek w watasze. Taki, jaki zawsze lubiłam. Wybiegłam pędęm z jaskini, lubiłam to robić. Bieganie, ruch, szybkość, adrenalina. Tak, to było właśnie to. Nie minęło pół godziny, a ja już byłam nad jeziorem. Dotknęłam łapą tafli wody. Mmm... Woda robi się coraz cieplejsza, przez te promienie słońca. Jednym susem do niej wskoczyłam. Po chwili poczułam na sobie czyjś wzrok.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz