- Avalon - rzekłam i ruszyłam przed siebie, spoglając od czasu do czasu na pergamin.
Tak po godzinnym zbieraniu ziół z mojego żołądka zaczął wydobywać się charakterystyczny dla głodomorów dźwięk.
"Czas coś zjeść" - pomyślałam i wybrałam się na najbliższą polanę, aby upatrzeć sobie jakiś obiad.
***
Nieopodal drzew pasło się stado saren i jeleni. Postanowiłam zaatakować największego, najdorodniejszego kozła z całej trupy (dawniejsza forma grupy).
Ugięłam łapy i położyłam uszy po sobie. Schyliłam się lekko, tak że było widać wyraźnie moje barki.
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wyskoczyłam zza krzaka i wgryzłam się w szyję ofiary. Poczułam w pysku delikatny smak ciepłej, świeżej krwi. Szkarłatna ciecz zabarwiła moje białe kły, które wbijały się coraz głębiej w gardło kozła, w pewnym momencie przegryzłam tchawicę i obiadek padł martwy na ziemię.
- Bon apetitte (nie wiem jak to się pisze XD), Avalon - powiedziałam do siebie i zaczęłam rozrywać ciało ofiary.
- Smacznego - usłyszałam za sobą głos jakiejś wadery. Odwróciłam się lekko zaskoczona.
- Dziękuję - burknęłam, gdy zorientowałam się, że właścicielem ów głosu była Hope - Chcesz może zjeść ze mną? - zaproponowałam, jak na damę przystało.
Tak, tak, wiem, normalnie bym się nie podzieliła posiłkiem, ale etykieta nie pozwala zachowywać się jak egoista względem innych członków watahy.
<Hope?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz