Valentine skinęła głową i wyrównala tempo truchtu. Po około godzinie biegu podczas lekkiej mżawki, dotarliśmy za tereny watahy, gdzie był jeden z najpiękniejszych lasów, jakie widziałem.
- Ładnie tu - Stwierdziła wadera.
Przytaknąłem.
- Krew...?
- Co? Gdzie?
- Tutaj... Ranne zwierze tędy przechodziło - Powiedziała Valentine.
- Też tak sądzę - Oczy mi się zalśniły. - Ale spójrz tylko na ten piękny kolor! - Wykrzyknąłem.
- Lubisz czerwony?
- Oczywiście.
<Val?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz