piątek, 6 lutego 2015

Od Mairon

Kiedy ostatni promyk słońca schował się za horyzontem i księżyc był już dość wysoko na niebie wybiegłam ze swojej prowizorycznej jaskinio-nory gdyż tak naprawdę była to niechlujnie wykopana w ziemi dziura, w której przesypiałam trzy czwarte dnia. Lekko ziewnęłam gdyż nie byłam jeszcze do końca rozbudzona i ruszyłam zdrowym truchcikiem przed siebie. Las byłby zupełnie cichy gdyby nie odgłosy gałązek łamiących się pod moimi łapami, o ile mogłam to nazwać łapami. Były to prawie dosłownie cztery patyki przymocowane do klocków betonu. Szybko odpędziłam od siebie myśli o moim wyglądzie i zaczęłam węszyć w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Mój brzuch zaczął głośno burczeć.

~~około dwudziestu minut później~~

Wreszcie wpadłam na trop czegoś co pachniało zjadliwie. Nie wiedziałam co to, ale najprawdopodobniej była to jakaś odmiana jelenia czy czegoś tam. Ruszyłam jej tropem w kierunku północno-wschodnim.
-Wreszcie znalazłam to cholerstwo.-Mruknęłam sama do siebie i lekko skrzywiłam się na dźwięk mojego głosu. Nigdy go nie lubiłam i zawsze uważałam go za okropny, potworny i stwórca wie jeszcze jaki. Przypadłam brzuchem do ziemi i podczołgałam się w stronę gdzie stało owo zwierzę. Przerwało spożywanie mchu i rozejrzało się dookoła jakby chciało coś zobaczyć. Ja też zaczęłam rozglądać się i niczego nie zauważyłam. Z powrotem skoncentrowałam się na moim kolacjo-śniadaniu. Był to wielki jeleń, choć nie wiem czy można to było nazwać jeleniem. Zwierzę było białe, a jego poroże było o wiele delikatniejsze niż u owego gatunku.
I znowu się rozczulasz!-Skarciłam się w myślach. Raz, dwa, trzy!-Odliczałam i przy trzy skoczyłam w kierunku zwierzęcia.
Zamiast jak większość wilków od razu rzucić się na zad lub szyję ja wolałam upewnić się, że zwierzak nie ucieknie i złapałam je za go za nogę rozrywając w niej ścięgna. Jeleń wierzgną i odrzucił mnie w tył. Wstałam i spróbowałam dobrać się do kolejnej nogi, co nie było wcale takie łatwe.

~~36 minut później~~

Kolacjo-śniadanie padło martwe. Uradowana zabrałam się za jedzenie. Ponad połowa zwierzęcia w rekordowym czasie znalazła się w moim żołądku, a resztę wolałam zostawić innym.
Po chwili odpoczynku wstałam i miałam już ruszyć w drogę, ale zagrodził mi ją basior.
-Zabierz swój głupi, tłusty tyłek z mojej drogi!-I znowu ogarnęło mnie to nieodparte uczucie, które zmuszało mnie do zaatakowania jakiegoś wilka. Byłam praktycznie pewna, że moje oczy znów są czarne z dwiema białymi kropkami jako źrenicami.
Basior odezwał się:
-...

< Ametyst? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz