Kolejny dzień męczącej tułaczki. Kolejny dzień tego bezsensownego przedzierania się przez niezliczone gąszcze i różne wąwozy. Mogłam zostać w starej watasze, ale nie. Moja ciekawość do świata chyba na to nie pozwoliła. Przynajmniej teraz bym sobie siedziała w jaskini, a nie została upieczona na słońcu. Raczej teraz się nie wrócę, zbyt daleko. Popatrzyłam się do tyłu. Świat w tyle wydawał się coraz bardziej ciemniejszy. Odwróciłam się i pomaszerowałam dalej, znów w te chaszcze... Tyle dni podróżowania, i co? Słońce i ta suchość w pysku. Widocznie w moim organizmie nie było wody, której znalezienie teraz graniczyło by z cudem. Ledwo daje radę iść, a co jeszcze szukanie czegoś. Cóż, za tą wyprawę muszę winić tylko siebie. Chciałam się czegoś dowiedzieć, jednak nie wiem nic. Westchnęłam głośno. Łapy zaczęły mi się plątać, co by oznaczało, że jest coraz gorzej. Już wymyślałam kiedyś, jak i dlaczego mogę umrzeć. Teraz na przykład z odwodnienia. Już wyobrażam sobie jak nad moją padliną będą zbierać się sępy. Przynajmniej im się przydam. Poczłapałam jeszcze tak z kilka minut, aż o dziwo zobaczyłam wodę. Niestety już ktoś ją zajmował. Ostatkiem sił doszłam do wody i schyliłam głowę. Było to dosyć frustrujące, bo czułam na sobie jego wzrok. Byłam zbyt daleko by zapytać o co mu chodzi, lecz nie chciało mi się podchodzić, ani krzyczeć. Podniosłam więc lekko głowę, wbijając w wilka mordercze spojrzenie. Mimo moich wcześniejszych uwag, musiałam się odezwać.
- Co? - zapytałam głośno, nie spuszczając z niego oka.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz