Poszłam się napić. Wykąpałam się przy okazji, póki miałam. Nagle zobaczyłam czerwono-biały kolor w wodzie. To był... to był Święty Mikołaj! Jak on się tu znalazł? Przecież do świąt jeszcze niecałe dwa tygodnie, powinien produkować prezenty ze swoimi pomocnikami...nagle odleciał... w mgnieniu oka. Wskoczyłam na sanie i nagle zrozumiałam, że już pewnie nigdy nie zobaczę domu...
Nastała już noc. Byłam senna, chciałam spać. Jednak myśl o tym , że już nie wrócę do watahy była na tyle silna, że nie zasnęłam. Zobaczyłam , że jestem na biegunie a tam stoi wielka choinka przyozdobiona łańcuchami , a za nią pięć innych. Nagle sanie spadły. Wylądowałam na gałęzi na szczycie a Mikołaj na gałęzi niżej. Co robić? Jak mam dostać się do Mikołaja aby nie spaść?
Złapałam się gałęzi ciut niżej , którą mogłam złapać. Zrobiłam tak. Zwisałam i puściłam. Czułam ,że spadam.
- ,, To koniec"- myślałam.
Jednak spadłam na gałąź , tam gdzie był Mikołaj. Gdy już chciałam podejść moja łapa wyślizgnęła się. Mikołaj spadł. Myślałam, że to koniec. Jednak zauważyłam obok sanie i grupkę reniferów. Wsiadłam. W ostatniej chwili udało mi się złapać Mikołaja.
- Dziękuję Ci, Crystal!- krzyknął uradowany Mikołaj.- Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
- Cóż.. może odwieziesz mnie do watahy?
- Tak, plus prezent pod choinką - powiedział i zawiózł mnie.
To była najfajniejsza gwiazdka w moim życiu! Całym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz