Szłam właśnie lasem ,a że już trochę przymarzało to kiepsko widziałam. Szłam dalej i nie zważając na nic szłam. Pojawiło mi się tylko jedno pytanie...gdzie ja mam iść???!!! Postanowiłam poszukać jakiejś jaskini. Nie widziałam ani jednej ,ale to dosyć...dosyć dziwne bo tutaj zwykle było ich co najmniej kilkaset. Nie mogąc nic znaleźć marzłam. To były najgorsze chwile w moim życiu...to znaczy chyba... Nagle zauważyłam coś czerwonego. powoli szłam w stronę tego czegoś. W końcu to złapałam. Był to tylko kawałek miękkiego czerwonego materiału. Za to złapałam trop. Trop człowieka ,albo czegoś co miało w nim coś...ok? Nie mam zielonego pojęcia czego! Nagle coś się zaczęło ruszać. Pobiegłam w kierunku tego czegoś , to coś okazało się być....ŚWIĘTYM MIKOŁAJEM!!!! Pobiegłam bliżej i polizałam go po twarzy. On...on był jedynym człowiekiem!!!! Którego lubiłam. Był blisko swoich sani. Roześmiał się tylko ,ale było coś ciekawszego....i niestety smutnego w naszym spotkaniu.... Mikołajowi zepsuły się sanie...a kilka z jego reniferów zwiało. Postanowiłam iść ich poszukać. Na szczęście nie poszły One szczególnie daleko wiec łatwo je znalazłam i (dosłownie) zapędziłam do mikołaja który je złapał i upiął w sanie. Na szczęście los się trochę do mnie uśmiechnął bo znalazłam OGROMNĄ jaskinie i ja,Mikołaj oraz reszta jego załogi (renifery i sanie) pospiesznie do niej weszliśmy. Było tam trochę cieplej , gdy Święty rozpalił ogień było cieplej i przyjemniej. Minęło tak kilka dni ,a śnieżyca nie ustawała. Do gwiazdki się zbliżało ,a Mikuś był tutaj. To było straszne!
-Co mam robić?!
Zadawałam sobie te oto pytanie codziennie. Na Nasze szczęście śnieżyca ustała ,a ja i Mikuś (zwłaszcza On) byliśmy gotowi do drogi , On obiecał ze mnie podrzuci do domu. Wszystko skończyło się dobrze ,a ja byłam szczęśliwa ze Mu pomogłam. Tego nie zapomnę do końca życia i już nie mogę doczekać się Gwiazdki....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz