Razem z moimi przyjaciółmi wracaliśmy z polowania. Wielu wilków nie było w jaskini, co nas zadziwiło. Ja, razem z upolowanym młodym jeleniem, zostałem w niej, a reszta poszła się rozejrzeć. Może to i dobrze, że zostałem... Po chwili usłyszałem hałas. Czym prędzej wybiegłem z jaskini. Co zobaczyłem? Moich najlepszych przyjaciół, z którymi przyjaźniłem się od szczeniaka, właśnie zostali rozrywani żywcem przez jakieś tajemnicze istoty. Schowałem się za krzewem. Nie widzieli mnie, a ja ich niestety tak. Słyszałem ich krzyki, ich histeryczne szlochanie, wołanie o pomoc. A ja.... Stchórzyłem. Nie wyszedłem stamtąd, ale nawet gdybym próbował im pomóc, nic by to nie dało. Istoty rozejrzały się i uciekły w stronę lasu. Ja... zostałem sam. Bez nikogo. Wtedy przypomniałem sobie o starszym bracie, o którym niegdyś opowiadała mi matka.
Postanowiłem go odnaleźć. O świcie wyruszyłem z jaskini. Starałem się nie zostawiać śladów, aby te stwory nie przybyły za mną.
-I tak się tutaj znalazłem.-Dokończyłem swoją opowieść.
-Dobrze... Czyli jednak... Matka o mnie nie zapomniała...-Powiedział Matthev.
-Przez cały czas o tobie mówiła.
-Dobrze... Chodź więc. Zaprowadzę cię do jaskini. Mianuję cię więc na stanowisko Młodej Alphy. No, wiesz... Gdyby się coś stało to... To wolę, aby ta wataha była w rękach kogoś, komu ufam. Mam nadzieję, że rozumiesz.
-Rozumiem.-Odparłem.
-Tak więc chodź.
Matt zaprowadził mnie do niewielkiej jaskini, w której leżało kilka wilków. Od środka, jak się później okazało, jaskinia była o wiele większa, niż na jaką wyglądała. Wilki były najwyraźniej zdziwione moim przybyciem.
-To mój brat.-Powiedział Matt.
-Na imię mi Newt.
-Miło mi.-Powiedziała jakaś wadera.-Ja nazywam się Valentine.
-Mnie również. - Odparłem z uśmiechem.
-Ja nazywam się Ametyst.-Wtrącił się skrzydlaty basior.-Pozwól że pokażę ci tutejsze tereny.
-Nie, dzięki. Chciałbym trochę odpocząć. Może kiedy indziej.-Zasugerowałem.
-W porządku.-Odpowiedział wilk.-Widzimy się jutro rano.
-Jasne. Matt, powiesz mi, gdzie mógłbym się położyć, jestem wyczerpany po tej wędrówce.
-Owszem, chodź.
Basior wskazał mi miejsce koło ściany, pomiędzy dwoma stalagnatami.
-Dzięki.-Szepnąłem.
Kiedy nadszedł ranek, nawet nie miałem ochoty wstać. Do tego zmusił mnie głód. Wstałem, ociągając się przeszedłem parę metrów. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła.
-Jak tutaj pięknie.
-No nie? Też tak uważam.-Usłyszałem za sobą głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem wilka leżącego na obalonym pniu drzewa.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz