Przez parę dni nie działo się nic, absolutnie nic. W tym czasie leżałem sobie w jaskini, chodziłem na polowania z przyjaciółmi, którymi okazali się wszyscy członkowie watahy. Zaczęła się wkradać rutyna, co mnie zdziwiło, bo rzadko tutaj można się nudzić. Oczywiście, na nasze nieszczęście coś się musiało stać. Wszystkie drzewce, hypno, jeziornice a nawet scyntie oraz sarupuny poznikały z lasów i jezior. Zaczęło mnie to zastanawiać. W końcu zebrałem się na odwagę i ruszyłem na wycieczkę, ale nie taką zwykłą! Musiałem się dowiedzieć, co się stało. Jak najszybciej. Po około godzinie podróży, natknąłem się na obcego wilka. Oczywiście, nie atakowałem. Okazało się, że owy wilk na imię ma Immortal. Cóż, muszę powiedzieć, że go polubiłem. Postanowił wybrać się razem ze mną i wspólnie rozwikłać tę zagadkę. Dopiero potem zrozumiałem swój błąd. Nikt, nikt nigdy nie powinien zapuszczać się na te tereny! Teraz tego żałuję. Strasznie żałuję. Na tych terenach żyją stworzenia, które są wręcz mordercze, choć na takie nie wyglądają. Nie, nie chodzi o mosieżce, nie, nie obwiniajcie Hexodonticów. Tutaj żyją stwory okropne, których nikt nie chciałby zobaczyć, a jeśli tak, to z pewnością wylądowałby w piachu. Jedynym, co może nam pomóc, to wilk, jak się później okazało, pewien szaman, twórca, on ma władzę nad stworami, których nawet nazwę boję wymówić. Teraz jest noc. Parę godzin do świtu. Watahą zaopiekuję się Immortal, wierze w niego, tak jak w to, że uda mi się przebrnąć przez główne siedlisko potworów i pozostanę niezauważony. Mam pewne wątpliwości, co do tego czy w ogóle uda mi się przeżyć tę morderczą wędrówkę, ale najważniejsze zawsze pozostanie najważniejszym- Wierzyć w siebię.
Idę. Muszę wierzyć... Muszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz