Było już rano. Słońce wychylało się za chmur. Spałem pod zwalonym drzewem. Nie wygodne ale da się spać. Musiał wiać niezły wietrzyk bo aż krzaki są po wyrywane. Poszłem więc coś upolować na śniadanie. Po przebiegnięciu paru metrów, spotkałem jelenia i łanię. Super! - pomyślałem. Skradałem cichutko na opuszkach. Gdy byłem bardzo blisko, skoczyłem niespodzwiewanie na łanię. Łoś zaczą wiać ale było za późno, mógł tylko zobaczeć ciemność przed oczami i już nic nie czuć. Zjadłem go z taką szybkością że mięso było pororzucane wszędzie z łanią było to samo.... Przebiegłem 20 metrów i poczułem ten sam zły zapach co poczułem gdy byłem maluchem. Zapamiętałem co mówił tata do kolegi: Mój syn taki ma dobry słuch że potrafi usłyszeć jak przypływają chmury, ma taki węch że potrafi zwietrzyć oddech ryby. Odwróciłem się. No kurczę nic. Uszłem jeszcze kawałek i nadal słyszałem i czułem. Czułem jak podchodzą do mnie BezOgoni, czyli ludzie... Gdy był za mną człowiek ( bo było ich dwóch), zwiewałem aż się za mną kurzyło. BezOgoni byli szybsi ode mnie. I silniejsi bo rzucali ogniem. Jak byłem mały to nazywałem ogień Jasną-Bestią-Która-Kąsa-Gorąco. Wiedziałem że mogę nie przeżyć. Odwróciłem się, szbko wyminełem jednego i z rozpędem skoczyłem drugiemu do szyi. Został pokonany. Zostałem ja i ten pierwszy. Udało mi się jemu tylko doskoczyć nogi, nie miałem ochoty walczyć ponieważ ten Wysoki BezOgon kopał mnie drugą nogą. Wbiłem kły w tą pierwszą nogę. Poczułem ciepłą krew i to dodało mi ochoty do walki. Potem wspiełem się do jego brzucha. Natychmiast przypomniało mi się że gdy byłem mały to ci ludzie zabrali mi rodzeństwo. Przypomniałem sobie że to był ten koleś! Pachniał wtedy jak wilk i nie wilk. Miał zielone oczy, nie miał futra oraz pyska. Teraz miałem zadać mu ostatni cios, ale on popchnął mnię na trawę. Upadłem bez czucia. Podeszedł do mnie i powiedział- Żegnaj, psino! A potem się tak złowieszczo śmiał że myślałem że wypadną mu płuca przez tą twardą i zakłamaną gębę! Kucnął i miał mi włożyć nóż w mój puszysty brzuch ale ja na niego skoczyłem a on w tej chwili włożył nóż mi w brzuch. On umarł a ja wyłem prosząc o to aby ktoś mi pomógł. Niestety, nikt nie przyszedł...
Był już wieczór. Zbudziłem się i pomyślałem że jestem w niebie ale czułem ból, a jak się umrze to nic nie boli. Zobaczyłem jakąś wilczycę. Pomachałem nie wyraźnie ogonem że nie zrobię krzywdy.
Gdzie jestem?-zapytałem się. Spojrzałem na brzuch i ujrzałem nadal krew.
Jesteś w Watasze Południowych Puszczy.-odpowiedziała wilczyca- Jestem Dark Flame, alpha tej watahy. Jesteś pewnie Nero bo mówiłeś do siebie po imieniu we śnie. Może chciałbyś dołączyć do nas?
Tak, bardzo chciałbym.- powiedziałem nieśmiało. Potem reszta wilków powiedziała że lepiej gdybym odpoczą. Miło z ich strony. Dowiedziałem się od wilków że połamałem nogę temu człowiekowi. I dobrze! Niech tak ma! Pokazali tereny, przedstawili się i był nawet sklepik... Super. Tak więc z nimi poszłem spać. Było bardzo ciepło i milutko. Myślę że jutro będzie podobnie pięknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz