wtorek, 24 lutego 2015

Od Newt'a

Ocknąłem się na jakiejś maleńkiej polance wśród drzew. Skądś dochodził szum strumyka, a z innej strony dało się usłyszeć śpiew gżegżółki. Bedąc w lekkim szoku zaistniałą sytuacją, ociągając się wstałem z ziemi. Była wygnieciona, więc musiałem leżeć w tym miejscu już jakiś czas. Rozejrzałem się dookoła i dostrzegłem coś na podobę konia, lecz miał on... Tułów człowieka. Przeraziłem się nie na żarty i zaraz się wycofałem. Ten tylko się roześmiał i przybliżył.
-Nie bój się. Nie jestem człowiekiem, tylko centaurem. Nic ci nie zrobię. Powiedz, gdzie twoja rodzina? - Odezwało się stworzenie.
-Nie mam rodziny - Wyjąkałem w bardzo szybkim tempie. Serce biło mi jak szalone.
-Nie masz nikogo? -  Zdziwił się owy "centaur".
-Mam brata, jednak... Nie wiem, gdzie jestem i dlatego też  nie wiem, jak do niego trafić.
-Pomogę ci. Pochodzisz z Watahy Południowych Puszczy? - Spytał.
Pokiwałem głową.
-Dobrze. Udaj się w tamtą stronę - Powiedział wskazując w stronę drzew. - Jest tam jezioro. Omiń je, a dalej dasz już sobie radę - Dodał.
Spojrzałem w tamtą stronę, ale gdy się odwróciłem, owej istoty już  nie było.
-Taa... Bo ja na pewno wszystko zrozumiałem - Mruknąłem idąc we wskazaną przez centaura stronę.
Dotarłem do jeziora, o którym była mowa i szybkim truchtem ruszyłem w dalszą drogę. Musiałem je wyminąć. A co dalej? Powiedział, że dam radę, ale w ogóle nie wiem, o co mu chodziło. Zupełnie nie poznaję tamtejszych terenów. Wtem zauważyłem polującego członka watahy.
-Hej! Zaczekaj! - Wrzasnąem, i pobiegłem w tamtym kierunku.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz