- Dobra zostawię tą sprawę na później. I wyszedłem na świeże powietrze.Wszystko było posypane białym śniegiem. Postanowiłem, że pójdę na spacer nad Rzekę Północy. Kiedy przybyłem na miejsce, zobaczyłem rzekę całą w lodzie. Usiadłem i zacząłem rozmyślać o różnych rzeczach. Po chwili usłyszałem, jakieś szelesty. Nastroszyłem uszy i rozejrzałem się dookoła. Niespodziewanie usłyszałem ryk prosto skierowany do mojego ucha. Zobaczyłem wielkiego, lodowego potwora, a wyglądał on tak:
Nie był zadowolony z mojej wizyty.
- No to będzie się działo! Powiedziałem sam do siebie. Potwór był coraz bardziej zdenerwowany. Zacząłem więc uciekać, ale potwór biegła za mną.
- Nie mogę go sprowadzić na watahę. - Pomyślałem. Więc skręciłem w stronę przepaści i zatrzymałem się tuż przed nią.
- Szykuję się walka, kochanieńki! - Potwór chciał uderzyć mnie swoją łapą, ale zrobiłem unik. Walczyliśmy tak chyba pół godziny, aż w końcu wskoczyłem na jego grzbiet i przeniosłem ciężar na głowę. Potwór zrobił fikołka do przepaści. Spadliśmy razem, ale nas szczęście spadłem na jedną skalną półkę. I tak uszedłem z życiem. Później wróciłem do watahy trochę zakrwawiony, ale co tam. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz